Odwaga i siła do przeprowadzenia dojrzałych zmian zawodowych – wywiad z Ewą Trzcińską

Zapraszamy do przeczytania wywiadu z prezes CAPI Ewą Trzcińską, który ukazał się na portalu praca50.plus

Leonessa Polacca, czyli Lwica Polska – Ewa Trzcińska. Niezwykła kobieta, która miała odwagę zmienić kraj i miejsce zamieszkania po 50. roku życia. Działa dla społeczności polskiej za granicą, a przede wszystkim działa na rzecz propagowania polskiego biznesu za granicą. Jak sama mówi, trzeba wskakiwać do pociągów, które nadjeżdżają, ale należy robić to z głową. Skąd i jak czerpać odwagę oraz siłę do takich rewolucyjnych zmian i szerokich działań? Pani Ewa podzieliła się z nami swoją receptą.

Alicja Sielawa: Pani Ewo, spotykamy się, co prawda online, ale po raz pierwszy face to face. Pierwsze, co zobaczyłam, to twarz promiennej, radosnej kobiety, a przecież jest środek szarej jesieni. Za Panią natomiast widzę kolory włoskiej flagi.

Ewa Trzcińska: To nie do końca kolory flagi włoskiej. To zmieszane kolory polsko-włoskie, kolory Polskiej Izby Biznesowej we Włoszech i jej symbol – tarcza ochronna dla firm polskich we Włoszech. Jest to fotografia autorstwa bolońskiej artystki – Anety Malinowskiej, która dodała nasze izbowe logo i podarowała mi na szczęście, co jak widać działa.

A co do promienności, to nie jest kwestia pogody, ponieważ tu w Bolonii, gdzie jestem, pada deszcz i jest zimno. To jest kwestia nastawienia do życia. Oczywiście, gdyby porozmawiała Pani z moją córką Karoliną, to ona by powiedziała, że mama nie zawsze jest taka pogodna i radosna. Ona nazywa mnie maresciallo, czyli marszałkiem. Ale ja po prostu lubię ludzi i lubię rozmawiać, lubię nowe wyzwania. Oczywiście to też wiąże się ze stresem i dużo mnie kosztuje, to wszystko nie jest takie proste i jednowymiarowe.

Alicja Sielawa: W portalu Praca50.plus mówimy o dojrzałych zmianach zawodowych, nie mając tylko na myśli wieku. Dojrzałe zmiany to dla nas zmiany przeprowadzone rozsądnie, zmiany przemyślane, które prowadzą do satysfakcji z pracy. One nie zawsze wiążą się z wyższymi zarobkami oraz wyższymi stanowiskami, często wręcz przeciwnie. Wiele osób porzuca stanowiska wysokiego szczebla zarządczego na rzecz spełniania swoich marzeń.

Ewa Trzcińska: Tak, raczej to jest zmiana jakości.

Alicja Sielawa: A co było motywacją do zmiany w Pani przypadku?

Ewa Trzcińska: Ja myślę, że kwestia dojrzałości to szerokie pojęcie. Można być dojrzałym w wieku lat 20. I można być niedojrzałym mimo skończonej sześćdziesiątki. Zmiany, według mnie, powinny być z jednej strony wynikiem przemyśleń i dojrzałych decyzji, a z drugiej strony – efektem umiejętnego wykorzystania szans, które przed nami otwiera życie. Nie pamiętam, kto to powiedział, ale chodzi o umiejętność wskoczenia do odpowiedniego pociągu w odpowiednim czasie. Z reguły ten pociąg przyjeżdża tylko raz i albo się do niego wsiądzie, albo on odjedzie bez nas. Ja w swoim życiu miałam wiele szans, których nie wykorzystałam. Jednak też skorzystałam z kilku, które los mi podarował. Odkąd pamiętam zawsze chciałam być dziennikarką. Nie baletnicą, nie piosenkarką, ale dziennikarką. Ze skakanką jako mikrofonem przeprowadzałam wywiady z każdym, kto tylko się zgodził z mojego otoczenia. Marzyłam, aby studiować dziennikarstwo i tak się stało. Gdy byłam na trzecim roku studiów, dostałam się do Pracowni Telewizyjnej i zaczęła się moja przygoda w publicznej Telewizji Polskiej. Potem miałam możliwość robienia swoich autorskich programów. Skorzystałam z tego i zdobyłam doświadczenie. Jednak zawsze przede wszystkim chciałam pisać. Dla mnie idealnym miejscem pracy był Express Wieczorny, bo bardzo dużo się działo w redakcji tej gazety i można było w miarę swobodnie pisać. Express Wieczorny organizował takie wydarzenia jak wybory Miss Polonia oraz inne eventy. Dzięki temu mogłam się sprawdzić i zdobyć doświadczenie jako dziennikarka i organizatorka. Czyli z jednej strony zawsze miałam i ciągle mam swój plan i wiem, co chcę robić, z drugiej strony staram się wskakiwać do tych pociągów, wykorzystywać szanse, jakie przynosi mi życie. Jeśli my będziemy siedzieli w domu, nie będziemy podejmowali żadnych działań w kierunku tego, co chcemy robić, to naprawdę nie będzie tak, że ludzie nas odszukają i sami do nas napiszą z propozycją. Trzeba wychodzić na zewnątrz i być otwartym.

A wracając do Pani pytania. Osiem lat temu moja córka stwierdziła, że chce studiować medycynę w Bolonii i zamieszkała w tym mieście. Bardzo mi jej brakowało i szukałam pretekstów zawodowych, aby jak najczęściej do niej przyjeżdżać. I kiedyś, przy okazji wywiadu, który przeprowadzałam z ówczesnym prezesem Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu, powiedział mi, że szukają kogoś do biura PAIH w Mediolanie, więc podjęłam się tego zadania. Przeszłam cały proces rekrutacyjny i zostałam przyjęta. W ten sposób w wieku 53 lat mogłam zamieszkać bliżej córki, we Włoszech…

Alicja Sielawa: Jednak stworzyła Pani Polską Izbę Biznesową, ponieważ właśnie dziś spotykamy się pod jej symbolem? Jak to się stało?

Ewa Trzcińska:  Po zakończeniu pracy w Mediolanie, zwracało się do mnie mnóstwo polskich firm i osób, które potrzebowały pomocy i wiedzy, jak się poruszać we włoskiej rzeczywistości. Stąd narodził się pomysł założenia Polskiej Izby Biznesowej we Włoszech CAPI, która będzie pomostem łączącym polskie i włoskie firmy i będzie pomagała polskim firmom we Włoszech. Wspólnie z grupą niesamowitych kobiet założyłyśmy PIBW CAPI, z siedzibą w konsulacie honorowym w Bolonii, ponieważ członkiem honorowym naszej Izby jest Pasquale Laurenzano,  konsul honorowy RP w Bolonii. Dzięki temu uwiarygodniliśmy się w oczach włoskich instytucji.

Alicja Sielawa: Poruszyło mnie, że w wieku 53 lat zdecydowała się Pani przenieść do innego kraju, mając już karierę zawodową, doświadczenia zawodowe. Czy Pani się przygotowywała do tej zmiany, czy to stało się z dnia na dzień? Czy były obawy?

Ewa Trzcińska: Było mi łatwiej, ponieważ ja Włochy znam i przede wszystkim znałam język. Jednak nie było tak, że wszystko było łatwe, proste i przyjemne. Dopóki się przyjeżdża do jakiegoś kraju na wakacje lub na targi czy konferencje, chodzi się do restauracji, je pyszne jedzenie to wszystko wydaje się idealne. Sytuacja się zmienia, gdy trzeba żyć tu na co dzień. Zdawałam sobie sprawę, że środowisko włoskie jest inne, jest inna kultura biznesowa, inna kultura relacji międzyludzkich. Chociażby podejście do przyjaźni. Tutaj przyjaźń zawodowa, pozostaje przyjaźnią zawodową. To nie jest tak, że ona się przenosi na życie prywatne. Włoszki są dużo bardziej otwarte niż Polki i potrafią opowiedzieć o sobie bardzo osobiste rzeczy. W naszych kategoriach jest to już przyjaźń, ale tutaj tak nie jest. To jest włoski, naturalny sposób bycia. Na to trzeba być przygotowanym i umieć poradzić sobie z rozczarowaniami. Z drugiej strony, jeśli przebywamy w danej kulturze, to warto się dopasować. Nie chodzi o to, że mamy się zmieniać, bo ja nie chciałabym zmienić swojego podejścia do przyjaźni, staram się po prostu akceptować włoskie podejście do relacji międzyludzkich.

Alicja Sielawa: Pani jednak udziela się także poza biznesem w społeczności polsko-włoskiej i stara się te dwie grupy łączyć i przede wszystkim budować relacje między Polakami we Włoszech. Jak to robić, żeby się nie wstydzić i nie bać podejmowania takich działań? Trzeba mieć dużo siły, by prowadzić taki aktywny tryb życia?

Ewa Trzcińska: O tak, to dla mnie bardzo ważna sprawa. Jeśli żyjesz poza krajem to musisz umieć się odnaleźć, a jak najprościej – w grupie wsparcia złożonej z mądrych kobiet, które mają podobne do mnie przemyślenia czy doświadczenia. Założyłyśmy kilka lat temu w Mediolanie z kilkoma Polkami grupę nieformalną Leonesse Polacche czyli Lwice Polskie. Grupa rozrosła się i skupia niesamowite dziewczyny – biznesmenki, tłumaczki, artystki. Staramy się wspierać nawzajem, ale i wychodzić na zewnątrz. Staram się łączyć i zachęcać do współpracy moje rodaczki, które poznaję tu we Włoszech (zdecydowanie przeważają Polki tu we Włoszech, mężczyźni są mniej widoczni), bo tylko tworząc polskie lobby możemy zmienić jakość naszego życia poza granicami Polski. Tu muszę podkreślić, że mam farta bo na mojej drodze spotykam niesamowite Polki, które mnie inspirują, są dla mnie wzorem i wsparciem. Mogłabym tu wymieniać naprawdę długo – Agnieszka, Beata, Kamila,  Ula, Ola, Joasia, Kaja,  Marta: dziękuję, że jesteście! Czasami spotykam, a raczej potykam się o kogoś, kto podstawił mi nogę i starał, aby było mi trudniej – cóż, tak też bywa, ale jak mówią karma wraca, więc staram się, aby do mnie wracała ta dobra.

Ja od zawsze byłam aktywna. Moje pokolenie i osoby o dziesięć lat młodsze uczono:  Bądź grzeczna, nie wychylaj się, siedź cicho, ogólnie zachowuj się tak, jakby Ciebie nie było. We Włoszech jest zupełnie odwrotnie. Włoszki doskonale czują się będąc sobą. Mają poczucie własnej wartości i sprawczości. Mają poczucie bycia pięknymi. Co prawda, dbają o siebie bardzo, ale nawet jeśli nie, to czują się piękne. Mają sporo luzu i więcej niż Polki wiary w siebie. Tego warto uczyć się od Włoszek. Nie możemy bać się odmowy, albo że coś nam nie wyjdzie.

Alicja Sielawa: Czyli trzeba mieć w tyle głowy możliwość, że nam coś nie wyjdzie, trzeba być na to gotowym? Mieć plan na odmowę?

Ewa Trzcińska: Oczywiście, że tak. Nawet jeśli ktoś Ci odmówi, to co się takiego złego stanie? Zupełnie nic. Jednak bardzo ważne jest, by się przygotować. Obecnie w Polskiej Izbie Biznesowej dostaję takie zapytania: Chciałabym bardzo z rodziną przenieść się do Włoch. Co mi Pani może poradzić? Ja zaczynam zadawać pytania: Zna Pani język włoski? Odpowiedź: Nie. Pytam: Zna Pani angielski? Słyszę odpowiedź: Słabo. Pytam dalej: W jakim wieku ma Pani dziecko? Odpowiedź: 12 lat. Kolejne pytanie: Co robi Pani mąż? Odpowiedź: Jest urzędnikiem państwowym. Dopytuję: A co Pani robi? Odpowiedź: Jestem nauczycielką polskiego.  W takiej sytuacji zadaję kluczowe pytanie: Jako kto chciałaby Pani pracować i jak Pani widzi swoją przyszłość?

Według mnie, rzucanie się na głęboką wodę, wyjście ze swojej strefy komfortu to jedno, ale podejmowanie zmian bez przemyślenia i planu to zupełnie inna sprawa.

Alicja Sielawa: Czyli trzeba mieć podstawy, żeby przeprowadzić zmianę, poważną zmianę zawodową. Trzeba się do tego przygotować. A stres? Czy odczuwa Pani stres przed nowymi zadaniami, sytuacjami?

Ewa Trzcińska: Oczywiście. Miałam taką sytuacje, że zaproponowano mi tłumaczenie książki. Znam język włoski, jestem z wykształcenia dziennikarką i dużo rzeczy tłumaczę na co dzień, dlatego zapytano mnie, czy nie podejmę się tłumaczenia książki. Może, gdyby nie było to w pandemii, gdy miałam mniej pracy, ponieważ odwołano wszystkie targi, konferencje, spotkania, nie podjęłabym się tego. Wszystko było dla mnie nowe: kontakt z wydawnictwem, proces redagowania książki. Niesamowita przygoda, ale jednocześnie stres przed podjęciem decyzji, stres przed odpowiedzialnością, stres przed tym, czy zrobię (a potem: czy zrobiłam) to dobrze. To dotyczy wszystkich, którzy są zaangażowani w swoją pracę. Jednak podkreślam: ten stres nie może nas zatrzymywać przed podejmowaniem działania! W moim przypadku efektem podjęcia go były bardzo dobre recenzje książki i dobre recenzje tłumaczenia, a co za tym idzie – satysfakcja i poczucie, że wykonaliśmy razem z osobami zaangażowanymi w wydanie polskiej wersji niesamowitą pracę. Czyli wychodzimy ze swoich stref komfortu, ale z głową. W tym miejscu chciałabym podziękować Natalii Moskal, szefowej wydawnictwa FameArt za to, że zaufała mi i zleciła tłumaczenie niesamowitej książki Silvy Gentilini Mrówki nie mają skrzydeł – zapraszam do lektury!

Alicja Sielawa: A jak Pani to robi, że do Pani przychodzą takie rzeczy, takie propozycje pracy? I jak się Pani czuje podejmując nowe wyzwania?

Ewa Trzcińska: Ja jestem osobą ciekawą życia. Proszę zobaczyć, jak myśmy się poznały. Ja się do Pani odezwałam po wywiadzie jakiego udzielił Pani jeden z rozmówców. Nie zakładałam żadnego scenariusza. Trochę jest tak, że to kwestia przypadku, a trochę jest tak, że ja szukam tego przypadku. Ja wychodzę do ludzi. Miałam możliwość organizowania polskiej strefy Focus Day Polonia podczas Fiera del Levante – najstarszych włoskich targów odbywających się w Bari. –  Zależało mi bardzo, żebyśmy wypadli wiarygodnie i by tak się stało, to chciałam, aby o polskim biznesie opowiedział także Włoch. Podczas jednego z moich lotów do Warszawy usłyszałam rozmowę dwóch Włochów, którzy lecieli do Kielc i opowiadali sobie, jaką to pyszną golonkę zjedzą na kolację, jak świetnie mają zorganizowany transport, jak dobrze menadżerowie polscy mówią po angielsku. Okazało się, że reprezentują jedną ze znanych na świecie włoskich firm, która zajmuje się cięciem i szlifowaniem glazury i mają kontakty w Opocznie, Tubądzinie. Zaprosiłam ich na nasz Focus Day Polonia. I mimo, że nie mogli być podczas targów, nagrali swoją wypowiedź na temat polskiego biznesu – że to jest kraj nowoczesny, świetnie zorganizowany, że menadżerowie wiedzą, czego chcą, że produkty są najwyższej jakości. Byli bardzo wiarygodni i przekonywujący dla włoskich biznesmenów, co zaowocowało mnóstwem kontaktów, jakie nawiązaliśmy na naszym stoisku…

Alicja Sielawa: Pani bardzo kocha Polskę i dużo bardzo Pani robi na rzecz Polski. To jest wzruszające, szczególnie w sytuacji, gdy tak bardzo narzekamy na nasz kraj. To jest bardzo ważne, że zmienia obraz Polski w oczach świata.

Ewa Trzcińska: Tak, za każdym razem, kiedy jestem w Warszawie czy Krakowie, widzę coś nowego, coś, co się zmieniło. Tutaj, w Bolonii, od 30 lat nie zmieniło się prawie nic, nawet jeden przystanek.

My Polacy jesteśmy bardzo pracowici, inwestujemy, otwieramy nowe firmy. Polki – och, jak jestem dumna, jak mogę pokazać z jaka odwagą wchodzimy w życie zawodowe, jakimi jesteśmy fachowcami. Młodzi Włosi często wchodzą w życie wyposażeni przez swoich rodziców czy dziadków. Moje pokolenie i kolejne same musiały zawalczyć o swoją przyszłość, dopiero pokolenia teraz wchodzące w dorosłe życie mogą czerpać z tego, co wypracowali rodzice i czuć się obywatelami świata z dowodem czy paszportem w ręku.   

Alicja Sielawa: A jak sobie radzić z trudnościami? Jeśli podejmujemy nowe zadania, nową pracę, zaczynamy mieszkać w nowym miejscu, to nie wszystko idzie idealnie i gładko. Czy ma Pani swoje sposoby na radzenie sobie z przeciwnościami?

Ewa Trzcińska: Nie nastawiajmy się, że wszystko pójdzie gładko. Jeśli nam ktoś pomoże, to super, ale to jest rzadkość. Dużo zależy od naszej postawy. I tego, jak reagujemy na innych. Jeśli my całą swoją postawą przepraszamy, że żyjemy, to inni mają łatwość przelewania na nas swoich frustracji. My musimy być dla siebie samych ważni. Jeśli my nie powiemy: Ja dla siebie jestem ważna, to nikt za nas tego nie zrobi. Ja mam tendencje do pracoholizmu, ale wiem o tym i dlatego muszę zwalniać. Nie mam już 25 lat, wiec muszę szukać złotego środka. Jeśli tylko czekamy na pochwałę z zewnątrz, to tego czegoś nie dostaniemy. To my musimy wyjść z informacją: Zrobiłem/zrobiłam to dobrze. Należy mi się podwyżka, nie dlatego, że dostał ją ktoś inny, ale dlatego, że ja jestem w tym dobry. Podam ciekawy przykład. Mam koleżankę, która pracuje w jednym z urzędów warszawskich. I ona wymyśliła, że zamiast książki zażaleń, stworzy książkę pochwał. Gdy sprawa petenta została dobrze załatwiona, ona prosiła o wpis w książce pochwał. Jako pierwsza w urzędzie. Zrobiło to piorunujące wrażenie na burmistrzu dzielnicy, w której pracowała. Następnie na spotkaniu, na którym były omawiane skargi petentów, ona przedstawiła swoją książkę z pochwałami – my tu nie mamy żadnych zażaleń, ale mamy pochwały. To jest podejście, to nastawienie do życia!

Alicja Sielawa: Pani Ewo, czy pracuje Pani cały czas jako dziennikarka? I czy myśli Pani o emeryturze?

Ewa Trzcińska: Tak, gdy potrzebuję zrobić coś z duszą, to wtedy zabieram się za pisanie tekstu. Nie myślę wcale o emeryturze. Emerytura jest fajna, gdy ma się hobby, na którego realizację ma się mało czasu i dopiero wtedy można się mu poświęcić.  Dla mnie moja praca jest moim hobby, oczywiście nie zawsze i wszędzie, ale wielokrotnie tak! Jeśli emerytura ma być tylko tym, że rano nie wstaje się do pracy, to w rezultacie można stracić ochotę do życia w ogóle. Znam osoby, które przekroczyły wiek emerytalny i nadal pracują, Bo po prostu kochają to, co robią i jest im z tym dobrze.

Alicja Sielawa: Nie wygląda Pani na osobę zbliżającą się do wieku emerytalnego, może to postawa, o której Pani mówi. To bardzo odmienia.

Ewa Trzcińska: Nie jestem osobą, która przesadnie dba o siebie, ale ja lubię ludzi i lubię działać, wspierać, pomagać. To chyba po prostu   kwestia podejścia do życia… W teorii mam do emerytury z półtora roku, ale nie jest to dla mnie wyczekiwany moment. Mam jeszcze tyle planów, tyle do zrobienia. Marzy mi się na przykład napisanie książki czy iluś fajnych artykułów, udział w iluś niesamowitych akcjach. Ostatnio ogromnym przeżyciem było dla mnie zasiadanie w Kapitule konkursu Osobowość Polonijna Roku im Edyty Felsztyńskiej. Wybieraliśmy spośród zgłoszonych z całego świata Polaków działających na rzecz swoich rodaków mieszkających w danym kraju. Ilu wspaniałych ludzi, z pasją działających na rzecz innych, poświęcających im swój czas i wiedzę. Jako tegoroczna przewodnicząca jury w Domu Polskim w Rzymie w październiku miałam okazję wręczać niektóre z nagród i przyglądać się tym niezwykłym ludziom. Przyznaję, że głos mi ugrzązł gdzieś w gardle a łzy pojawiły się w oczach… Dla takich chwil warto działać! Całego świata nie zbawimy, ale jeśli pomożemy jednej osobie, dwóm, to już dużo. Na tym też polega moja praca i to, czym zajmuję się po pracy. Nie chcę z tego rezygnować ze względu na wiek.